środa, 30 października 2013

Uriage woda termalna – recenzja

Cześć Dziewczyny!

Stosunkowo niedawno postanowiłyśmy sprawdzić na czym polega fenomen wód termalnych. Czy rzeczywiście jest to coś niezbędnego w codziennej pielęgnacji i czy używanie ich przynosi widoczne rezultaty? Zaczęłyśmy od zachwalanej przez wiele osób wody termalnej Uriage…


Obietnice producenta:
Woda termalna pochodząca z alpejskich źródeł, bogata w oligoelementy i sole mineralne (11 000mg/l), izotoniczna, o naturalnym pH. Przebadana klinicznie, nie zawiera konserwantów i substancji zapachowych. Polecana do codziennej pielęgnacji (od 6 miesiąca życia), dla każdego rodzaju skóry, nawet dla skóry bardzo wrażliwej. Poprawia kondycję skóry, zapewnia jej równowagę fizjologiczną, łagodzi podrażnienia i nawilża skórę.
Dzięki unikalnemu składowi preparat przynosi ulgę w wypadku: zaczerwienień, podrażnień typu pieluszkowe zapalenie skóry, podrażnienia słoneczne, zapalenia skóry po goleniu itp.

Ocena:
Woda termalna z Uriage to najprzyjemniejszy w używaniu kosmetyk pielęgnacyjny. Po pierwsze - bardzo łatwa i szybka aplikacja – nie potrzebujemy żadnych wacików, ręcznika do wytarcia twarzy, po prostu spryskujemy i zostawiamy. Ale najważniejsze to przecież działanie. I tu pytanie – co robi ta woda? Pewne jest jedno, działa! Twarz po jej zastosowaniu jest ukojona, łagodzi wszelkie niedoskonałości, suche miejsca na twarzy. Dalej, jest nawilżona, ale nie natłuszczona. Sama woda w postaci mgiełki jest bardzo lekka i szybko się wchłania. Idealnie sprawdzi się pod krem, działa jak tonik, przygotowując skórę do nałożenia kolejnego specyfiku, ale także w ciągu dnia, gdyż rewelacyjnie odświeża twarz, nawet z makijażem. Noszona w torebce przyda się nawet w najmniej przewidywalnych sytuacjach, np. do odświeżenia całego ciała. Czy jest to kosmetyk niezbędny? Zgodnie twierdzimy, że nie, ale dla samej przyjemności i co ważniejsze takiego działania po prostu warto go mieć.

Czy też lubicie wodę termalną Uriage? Czy polecacie może jakieś inne?
Pozdrawiamy,
O&A 

niedziela, 27 października 2013

My lips but better

Cześć Dziewczyny!

Każda z nas chyba poszukuje pomadki w kolorze zbliżonym do naturalnego odcienia naszych ust. Po co? Bo mimo, że kolor jest zbliżony, to jednak nie identyczny, osiągamy efekt naturalny, ale jednak ulepszony. Uzyskujemy takie usta, jakie chciałybyśmy mieć po wstaniu z łóżka. A inni zastanawiają się czy to szminka czy po prostu my…


·         Sephora wet look transformer 
Najłatwiejszym chyba sposobem na uzyskanie efektu „MLBB” jest użycie transparentnego błyszczyka, bez żadnych drobinek, tworzącego efekt tafli na ustach, nie dodającego im żadnego koloru. Taki właśnie jest ten błyszczyk, który był elementem paletki Sephory ze starej limitowanej kolekcji. Znajdziecie takie chyba w ofercie każdej marki.
·         Maybelline mny material girl w kolorze 809A
Półtransparentna pomadka jest kolejną propozycją dla osób lubiących mieć coś na ustach, ale nie koniecznie chcą, aby było to widać. Zamiast koloru, dodaje ona tylko odrobinę zabarwienia oraz subtelny blask. O tej pomadce pojawił się oddzielny post – zapraszamy do zajrzenia tutaj .
·         Maybelline z serii Hydra Extreme w kolorze 721 Pinky Beige
Następnie mamy pomadki kryjące, ale w kolorach zbliżonych do naturalnego odcienia ust. Świetna jest ta z Maybelline, gdyż jest intensywnie nawilżająca oraz kremowa, przez co ładnie pokrywa usta i gładko się ją rozprowadza. Kolor jak nazwa wskazuje jest połączeniem beżu, brązu i różu. Ma zdecydowanie ciepły odcień i w naturalny sposób podkreśla usta. Idealnie pasuje na chłodniejsze dni. Będzie współgrał z mocniejszymi makijażami oka oraz w makijażach typu no make up make-up. O tej pomadce także był oddzielny post tutaj – klik klik oraz wystąpiła w niedawnej notce o odcieniach jesieni - klik klik
·         L’oreal Color Riche made for me natural w kolorze 233 boreal
Brudny róż zmieszany z beżem to kolor idealny na co dzień. Pomadki z tej serii od L’oreal są świetnie napigmentowane, kremowe i długo się trzymają na ustach. Wkrótce powinna pojawić się ich recenzja.
·         Revlon Super Lustrous w kolorze 680 temptress
Idealny, różowy, delikatny kolor, najbardziej zbliżony ze wszystkich tutaj do naturalnego zaróżowionego odcienia ust. Bardzo dobrze się ją rozprowadza, ładnie też trzyma się ust. Wygląda bardzo naturalnie, dodaje dziewczęcego uroku, ale może także wyglądać bardzo profesjonalnie, nadaje się do szkoły, pracy, wszędzie, gdzie chcemy dobrze wyglądać, ale nie chcemy przyciągać za dużo uwagi.
·         Golden Rose z serii 2000 w kolorze 141
Jasny róż, w zasadzie pinky nude, bez drobinek, jednak dość pastelowy, nie ma w sobie nic z odcienia powszechnie znanego jako Barbie pink. Pomadka jest bardzo kremowa, więc ma ładne krycie. Jednak wysusza strasznie usta i podkreśla wszystkie suche skórki. Konieczne jest nałożenie pod nią warstwy pomadki nawilżającej. Dla koloru zdecydowanie tak, dla formuły pomadki niestety nie.
·         Rimmel z serii lasting finisz w kolorze 070 airy fairy
Pomadka osławiona na blogach jako odpowiednik pomadki Mac w kolorze Creme cup. Wszystko o tej pomadce zostało już przez nas napisane w poście na temat pomadek Rimmel – zapraszamy tutaj.

A Wy znalazłyście już swoje pomadki „MLBB”? Możecie nam jeszcze jakieś polecić?
Pozdrawiamy,
O&A

wtorek, 22 października 2013

La roche posay effaclar duo – recenzja

Cześć Dziewczyny!

Dzisiaj postaramy się zmierzyć z niemalże legendą Effaclar Duo od La roche posay. To jedna z tych recenzji, za które nie chciałyśmy się brać i pewnie nie pisałybyśmy jej, gdyż bardzo dużo dobrego na  temat tego produktu zostało już powiedziane, my jednak nie do końca zgadzamy się z tymi zachwytami i dlatego zapraszamy na nie-aż-tak-pochlebną-opinię o tym produkcie…
.

Obietnice producenta: "Effaclar Duo jest kompletną pielęgnacją zawierającą 4 składniki aktywne, aby skutecznie działać na dwa główne objawy trądziku:
- zapalne zmiany trądzikowe (krosty i grudki): niacynamid i pirokton olaminy aby oczyścić skórę i chronić przed powstawaniem nowych zmian trądzikowych,
- zaskórniki: połączenie LHA z kwasem linolowym aby odblokować pory i eliminować martwe komórki odpowiedzialne za ich zatykanie.
Uzupełnieniem składników aktywnych jest woda termalna z La Roche Posay o właściwościach kojących i zmniejszających podrażnienia.
Po 4 tygodniach pory są odblokowane a zapalne zmiany zredukowane. Skóra jest gładka i oczyszczona. Krem długotrwale przywraca równowagę skórze, aby nadać jej zdrowy wygląd. Na początku stosowania stan skóry może się przejsciowo pogorszyć."

Ocena: Nie ma co czarować, od tego produktu oczekiwałyśmy naprawdę wiele. I może właśnie to jest powodem naszego końcowego werdyktu. Bo przecież produkt sam w sobie nie jest zły. Ale zacznijmy od początku. Płynna konsystencja kremu - a nawet bardziej żelu - sprawia, że produkt nie tylko łatwo się aplikuje, ale także szybko się wchłania. Oto i mamy pierwszy plus. Drugi – pozostawia matowe wykończenie, ogranicza wydzielanie serum, więc idealnie nadaje się pod makijaż (brakuje mu tylko filtra, ale można to nadrobić). Trzy – nie zapycha i nie pogarsza stanu skóry. Jak widzicie wszystko gra. Ale jest to krem nie z serii zwykły-krem-na-dzień, można go w pewnym sensie podpiąć pod krem-kurację i na tym właśnie polu zawodzi. Nie oczyszcza dogłębnie skóry, nie pozbędziemy się wągrów, ani uporczywych wyprysków. Może zahamować powstanie niektórych rodzących się wyprysków, ale tu też nie osiąga 100% skuteczności. Dodatkowo przesuszył (nie bardzo, ale jednak) nasze twarze, więc konieczne było wspomaganie się silnie nawilżającymi kremami (kolejny problem, bo, gdy stosujemy Effaclar na noc (z powodu braku filtra), to tego treściwszego kremu wypadałoby użyć na dzień, a dla skóry tłustej krem o bogatej konsystencji pod makijaż nie jest najlepszym pomysłem – więc jak widzicie problem z nim był).
Podsumowując, jest to krem, który nic złego naszej twarzy nie zrobi, ale na pewno trudno określić go lekiem na całe zło. W naszej opinii krem ten zaliczyć można do kategorii zwykłych kremów dla cer problemowych, jednak drogie Panie – bez dużych oczekiwań prosimy!

Czy podzielacie naszą opinię o tym produkcie? Czy jednak należycie do grona osób, którym bardzo pomógł? A może polecacie jakieś inne kremy tego typu, które jednak działają?

Pozdrawiamy,
O&A

niedziela, 20 października 2013

Kobo perl ‘n’ mineral błyszczyki (109 sweet pink & 116 strawberry) – recenzja

Cześć Dziewczyny!

Nie wiemy jak jest u Was, ale nas łączą z błyszczykami ciekawe stosunki. Są okresy, gdzie błyszczyki z powodzeniem zastępuje nam pomadkę albo są z nią łączone, nosimy je codziennie i zachwycamy się tym jakie są łatwe w użyciu. Innym razem, odkładamy  je na półkę i przez dłuższy czas nie używamy. Ale bez względu na to, trzeba przyznać, że dobry błyszczyk warto po prostu mieć. Czy błyszczyki Kobo z serii pearl ‘n’ mineral takimi dobrymi błyszczykami są? Zapraszamy na recenzję.


Obietnice producenta:
Blask klejnotów na ustach! Dobrze się rozprowadza, ładnie pachnie, nie uczula i co najważniejsze - nie klei się. Intensywnie regeneruje wargi, zapewnia wygładzenie i nawilżenie ust. Bogata formuła zawiera 100% perłę z 7 minerałami, woski i olejki naturalne oraz polimery i mikrosfery, sprawiające, że błyszczyk bardzo długo utrzymuje się na ustach. 

Kolory:

109 sweet pink – jasny, brudny róż z zimnymi tonami i pięknymi, błyszczącymi drobinkami;
116 strawberry – malinowa czerwień, bardzo intensywna, z mnóstwem drobinek

Ocena:
Błyszczyki z Kobo są jednymi z naszych ulubionych. Po pierwsze mają piękne kolory, ale co jeszcze ważniejsze są mocno napigmentowane. Z powodzeniem zastąpią nam pomadkę. Po drugie, na ustach trzymają się dobrze jak na błyszczyki ok. 2- 3 godzin. Po trzecie mają nietypowy, bardzo precyzyjny aplikator, którym na pewno nie wyjedziemy po za kontur ust. Kolejny atut to wykończenie, na ustach pięknie się mienią mnóstwem drobinek. Po nałożeniu odczuwa się działanie właściwości nawilżających, absolutnie nie wysuszają ust, nie podkreślają suchych skórek, nie wchodzą w załamania, nie zbierają się nieestetycznie w kącikach. Dodatkowo nie kleją się na ustach. Będą to chyba pierwsze wykończone błyszczyki w naszej kolekcji. A jeśli to się stanie, to na pewno ponownie je zakupimy. I czy tylko my odnosimy wrażenie, że powstała tutaj jakaś pieśń pochwalna na cześć tych błyszczyków? 

Miałyście z nimi do czynienia?
Pozdrawiamy,
O&A

środa, 16 października 2013

Co spakować do torebki na wieczorne wyjście?

Cześć Dziewczyny!

Czasami wszystkie z nas stają przed dylematem co zabrać ze sobą na wieczorne wyjście. I samo to w sobie nie jest jeszcze takim problemem, ale jeżeli dodać do tego, że często zabieramy małe torebki, kopertówki, puzderka, sprawa nabiera innego wymiaru. Oczywiste jest, ze bierzemy tylko to co najważniejsze…


·         Bibułki matujące – absolutnie niezbędne. Pomogą utrzymać świeżość makijażu, usuną nadmiar sebum, nie naruszając przy tym wcześniej nałożonego makijażu i nie wymagają dokładania kolejnej warstwy produktów.
·         Korektor w wygodnej formie – po prostu trzeba go mieć przy sobie, aby ukryć wszelkie niedoskonałości, czy zaczerwienienia, sińce pod oczami, które dopiero co powstały lub z których po czasie zszedł makijaż.
·         Puder w kamieniu – aby utrzymać naszą twarz matową, dodać sobie trochę krycia, kiedy tego potrzebujemy, czy aby utrwalić dodatkowo makijaż.
·         Tic-taci – dla utrzymania świeżego oddechu oraz odświeżenia go po kolacji, czy kawie, z resztą to chyba nie wymaga tłumaczenia.
·         Pomadka, którą nałożyłyśmy na usta – aby móc w każdym momencie poprawić kolor, większość z nas pewnie tego potrzebuje.
·         Pomadka w innym odcieniu, czy to naturalnym, czy jeżeli wybrałyśmy kolor naturalny, to w mocniejszym – aby w każdym momencie móc zmienić cały makijaż przy użyciu jednego produktu. Na okazje gdyby nasze spotkanie zmieniło nagle charakter.

Czy dodałybyście coś do tego niezbędnika? Czy często macie problem ze spakowaniem najpotrzebniejszych produktów do kopertówek?

Pozdrawiamy,
O&A

niedziela, 13 października 2013

Shades of fall

Cześć Dziewczyny!

Jesień jest już z nami na dobre. Za oknami pochmurno, a po wyjściu z domu zimno, nie możemy dłużej udawać, że wakacje dopiero co się skończyły. Dziś chcemy Wam pokazać odcienie jesieni przeniesione na kosmetyki. Nam z jesienią kojarzą się odcienie rudego, brudne róże i szare brązy. Chyba czas dopasować się do pogody…


Cienie:
Górny rząd od lewej strony: essence in 13 jungle fever, catrice in 270 grey's philosophy, golden rose 126,
dolny rząd od lewej: catrice eyeliner in 020 it's mambo nr.2, catrice in 010 pearly harbour. 

·         Catrice  made to stay w kolorze 010 pearly harbour – głęboki szaro - srebrny odcień, zdecydowanie chłodny, zawierający delikatne drobinki. Cień w kremie utrzymuje się na powiekach cały dzień, nie rolluje się, dobrze współgra z innymi cieniami, ma bardzo dobrą pigmentacje i „maślaną” konsystencję, łatwo się aplikuje i rozciera.
·         Catrice Absolute Eye Colour w kolorze 270 Grey’s Philosophy (teraz 680 shade of grey) – delikatny, chłodny szary cień, który świetnie się rozciera, kolor można stopniować, a sam cień nie osypuje się tak bardzo.
·         Essence colour&shine w kolorze 13 jungle fever – jeden z najładniejszych kolorów, będący połączeniem zgnitej zieleni , brązu i złota. Ma bardzo dobrą pigmentację, łatwo się go rozciera, na bazie wytrzymuje cały dzień. Jak na wypiekany cień w ciemnym kolorze, nie osypuje się znacząco. 
·         Golden Rose silky touch pearl eyeshadow w nr 126 – pisałyśmy o nim krótko w notce brąz na oczach tutaj - klik klik 
+
·         Eyeliner – catrice Gel eyeliner w kolorze 020 It’s mambo Nr. 2 – opisałyśmy go już na blogu, z racji tego, że trafił do naszych tygodniowych ulubieńców tutaj - klik klik

Róże:
od lewej strony: catrice in 010 toffee fairy, wibo 6, essence marble mania.
·         Wibo róż z jedwabiem i Wit. E w kolorze 6 – brudny róż, który świetnie się rozciera i współgra z bronzerem. Nie jest zbyt nachalny, pasuje do ciepłej i chłodnej karnacji, bardzo uniwersalny. Ma dobrą pigmentację i długo utrzymuje się na policzkach.
·         Catrice Defining Blush w kolorze 010 Toffee Fairy – opisany w kilku wcześniejszych postach – be classy-wear nude - klik klik, idealny bronzer poszukiwany - klik klik
·         Essence z limitowanej niestety edycji marble mania – piękny chłodny róż z drobinkami oraz o satynowym, wręcz świetlistym wykończeniu.

Pomadki:
od lewej: maybelline, rimmel, revlon
·         Revlon colorburst w kolorze 010 liliac – bardzo ładny jesienny, chłodny odcień różu i fioletu. Głębszy niż róż, ale nie aż tak intensywny jak czerwień, bordo czy czysty fiolet. Świetnie sprawdzi się na dzień. Sama pomadka jest przyjemna w używaniu, kremowa, nie podkreśla suchych skórek, ma bardzo dobrą pigmentację i porządne opakowanie. Firma revlon nigdy nie zawodzi jeżeli chodzi o produkty do ust.
·         Maybelline Hydra Extreme w kolorze 721 Pinky Beige – recenzja tutaj - klik klik
·         Rimmel lasting finish by kate w kolorze 101 – więcej o niej znajdziecie tutaj – klik klik


A Wy ubrałyście się już i wymalowałyście w kolory jesieni?

Pozdrawiamy,
O&A

czwartek, 10 października 2013

Iwostin Purritin żel do mycia twarzy – recenzja

Cześć Dziewczyny!

Dziś przychodzimy do Was z recenzją produktu, który znalazł się w pierwszym poście o ulubieńcach, który możecie znaleźć tutaj. Niedługo trafi do denka, więc czas, aby poświęcić mu kilka słów więcej. Mowa o żelu do mycia twarzy Iwostin Purritin.


Obietnice producenta: „Dokładnie oczyszcza skórę. Normalizuje pracę gruczołów łojowych.
Ogranicza rozwój bakterii P. acnes. Stymuluje regenerację naskórka. Nie podrażnia i nie wysusza skóry. Nie zawiera mydła. Nie wysusza skóry.

Ocena:
Żel do mycia twarzy Iwostin Purritin ma lekką, przejrzystą i żelową konsystencję. Jest przeznaczony do skóry tłustej, mieszanej, skłonnej do  zmian trądzikowych i wrażliwej. Dokładnie oczyszcza twarz, nie używamy go do zmywania makijażu, ale z tym także całkiem nieźle sobie poradził. Jest bardzo delikatny, łagodzi skórę, przynosi jej ukojenie. Nie wysusza skóry oraz jej nie podrażnia, tym bardziej jej nie zapycha. Nadaje się do stosowania zarówno rano, jak i wieczorem. Po jego użyciu zmiany trądzikowe są złagodzone, zapobiega powstawaniu nowych. Przy regularnym stosowaniu produktu można zauważyć niewielką poprawę kondycji skóry.  Po jego zastosowaniu skóra jest wyraźnie czystsza i zmatowiona. Produkt jest bardzo wydajny, a jego jedynym minusem jest nieprzyjemny, intensywny zapach.
Czy miałyście do czynienia z tym żelem? Jakie są Wasze doświadczenia? I czy polecacie jakieś inne produkty do mycia twarzy?
Pozdrawiamy,
O&A

wtorek, 8 października 2013

Maybelline Hydra Extreme (721 pinky beige & 163 fuchsia) – recenzja

Cześć Dziewczyny!

Dzisiaj chcemy pokazać Wam jedną z naszych ulubionych serii pomadek drogeryjnych. Uważamy, że zbiera ona za mało pochwał, niż na to zasługuje. Mowa o pomadkach Maybelline z serii Hydra Extreme. Szkoda tylko, że gama kolorystyczna jest dość mała, bo na pewno skusiłybyśmy się jeszcze na inne kolory.



Obietnice producenta: „Ekstremalne, dogłębne nawilżenie. Odżywienie aż do 8 godzin. Ekstremalna, ochronna moc balsamu do ust (nawilża, zawiera alantoinę i SPF 15) -usta są aż 6 x bardziej nawilżone, błyszczące, odżywione i zabezpieczone przed pierzchnięciem. 
Idealnie gładka warstwa, SPF 15, nowatorska formuła, lekka żelowa konsystencja. 
* 24 rozkoszne kolory (od bladych różów po czerwień, fuksję i fiolet) 
* 6 x więcej nawilżenia (w porównaniu do ust bez Hydra Extreme) 
* usta nasycone najgłębszym kolorem! 

721 Pinky Beige – ciepły, głęboki odcień nude, połączenie beżu, brązu i różu, bardzo naturalny kolor.
163 Fuchsia – jak nazwa wskazuje kolor fuksjowy, chłodny, intensywny róż o niebieskich tonach.

Ocena:
Pomadki Maybelline Hydra Extreme są bardzo kremowe i miękkie przez co łatwo rozprowadza je się na ustach. Nie są na szczęście jednak tak bardzo miękkie, żeby stopić się np. w torebce. Są niesamowicie napigmentowane, mają bardzo dobre krycie, przy jednej warstwie uzyskujemy na ustach kolor widoczny w opakowaniu. Nazwa serii – Hydra Extreme – to nie tylko chwyt reklamowy, bo pomadki rzeczywiście są nawilżające. Możemy je stosować bez pomadki ochronnej, nigdy nie podkreślają suchych skórek, a tym bardziej nie wysuszają ust. Pomadki bardzo długo utrzymują się na ustach. Mają wykończenie kremowe, wyglądają naturalnie, dają efekt świeżych, pełnych ust. Pomimo, że są kremowe i mają mocne krycie, to na ustach nosi się je bardzo lekko, prawie jakbyśmy nic na nich nie miały. A i pięknie pachną budyniem śmietankowym!

Miałyście z nimi do czynienia? Czy polecacie jeszcze jakieś inne kolory z tej serii?

Pozdrawiamy,
O&A

niedziela, 6 października 2013

Idealny bronzer poszukiwany…

Cześć Dziewczyny!

Bronzer to kosmetyk, który może wiele zdziałać na naszej twarzy. Z jego pomocą możemy uwydatnić nasze kości policzkowe, wyszczuplić, albo przeciwnie pogrubić twarz. Bronzer to także taki kosmetyk, którego wiele z nas się boi. Powodem tego jest problem ze znalezieniem odpowiedniego koloru oraz formuły.
Jeżeli ciągle trafiacie na zbyt pomarańczowe, zbyt ciemne i ciężko się rozcierające to post idealnie dla Was. Zobaczcie gdzie możecie znaleźć bronzer idealny…


1.       Najwięcej z Nas szuka bronzera pośród kosmetyków zakwalifikowanych do kategorii bronzerów (pudrów brązujących). Trzeba wiedzieć czego od takiego produktu oczekujemy – czy ma się nadawać do konturowania i być wtedy matowy, czy ma dodawać nam opalenizny i blasku i zawierać drobinki. Po drugie – kolor. Nie może być zbyt ciemny, najlepiej, żeby był o ton lub dwa tony ciemniejszy od naszego naturalnego koloru skóry. (na zdjęciu puder brązujący z Sephory ze złotej kolekcji na lato 2013).

Poza kategorią bronzerów, których nie ma zbyt dużo na drogeryjnych półkach, warto poszukać wśród produktów pierwotnie o innym zastosowaniu…

2.       Podkłady – najlepiej sprawdzą się te w kremie, gdyż łatwo je rozetrzeć i umiejscowić dokładnie w tym miejscu, gdzie tego chcemy. Podkłady mają z reguły dużą gamę kolorystyczną, więc każdy powinien znaleźć kolor idealny dla siebie. Ponadto podkłady wykorzystywane jako bronzery bardzo dobrze współpracują z podkładem nakładanym na całą twarz i tworzą bardzo naturalny efekt. My proponujemy podkład z Kobo Ideal Cover Makeup w kolorze 405 suntanned, który jest bardzo kremowy i dobrze się rozciera oraz jest porównywany do słynnej bazy brązującej z Chanel.

3.       Pudry w kamieniu – niewiele różnią się od bronzerów w tej formie, a na ich korzyść przemawia fakt, że mają o wiele większą gamę kolorystyczną i mnóstwo wykończeń – od matowego, po satynowe, czy rozświetlające. Łatwiej jest dobrać kolor dla siebie, a wtedy uzyskujemy naturalny efekt. Na zdjęciu: puder matujący z Sephory w kolorze R40.  

4.       Róże – wiele firm ma w asortymencie róży kolor, który może posłużyć jako bronzer. W Chanel jest to słynny róż w kolorze Notorious, w Mac Harmony itd. Róże nadające się do stosowania jako bronzery mają zazwyczaj nietypowe odcienie, a także najróżniejsze wykończenia. Możemy znaleźć róże matowe, satynowe albo z drobinkami. Zazwyczaj dobrze się rozcierają i mają dobrą pigmentację. Na zdjęciu: Catrice Defining Blush w kolorze 010 Toffy Fairy.

5.       Cienie do powiek – najlepsza opcja dla poszukujących nietypowego odcienia. Cienie występują w największej ilości kolorów i wykończeń. Można je ze sobą dowolnie łączyć. My do konturowania polecamy łączenie matowych szarości z jasnymi brązami. Łatwo się rozcierają i zabierają mało miejsca w naszej kosmetyczce. (na zdjęciu cienie: jaśniejszy – Inglot Matte o numerze 358 i ciemniejszy Kobo mono o numerze 116).

A czy Wy używacie tradycyjnych bronzerów czy też szukacie ich wśród innych produktów?

Pozdrawiamy,
O&A

czwartek, 3 października 2013

5 top produktów do włosów

Cześć Dziewczyny!

Dziś jest dzień z serii wszystko o włosach J Pewnie się z nami zgodzicie, że na to jak nas odbierają inni (w wymiarze zewnętrznym) duży wpływ mają włosy. To one okalają naszą twarz i mogą pomóc ją nawet wymodelować. Niezależnie od fryzury, kolory i typu włosów, wszystkie chcemy, żeby wyglądały na zadbane. Spójrzcie co ma nam w tym pomóc…


1.       Babydream shampoo – pewnie już o nim słyszałyście, ale jest to naprawdę dobry szampon do codziennego mycia włosów. Jest delikatny i nie podrażnia skóry. Trochę plącze włosy, ale po to mamy produkty poniżej wymienione, żeby się z tym uporaćJ PS. polecamy raz na jakiś czas użyć szamponu mocniej oczyszczającego.   
2.       Garnier Ultra Doux odżywka do włosów z olejkiem z avocado i masłem karite – kolejny klasyk, bardzo dobra odzywka do używania po każdym myciu. Przynosi widoczne rezultaty, włosy są nawilżone, miękkie w dotyku i bardziej lśniące. Czego chcieć więcej?
3.       Kallos Latte proteinowa maska do włosów – raz na jakiś czas, może raz na tydzień, dobrze jest użyć czegoś treściwszego, mocniej regenerującego i odżywczego. Maska ta także od pierwszego użycia przynosi widoczne efekty. Włosy są nawilżone, odżywione, wyglądają na gładkie i miękkie, dobrze się rozczesują. A i pięknie pachnie budyniem śmietankowym! Bardzo dobra maska za śmieszną cenę!
4.       Toni&Guy cleanse dry shampoo – w nagłych sytuacjach możemy poratować się suchym szamponem. My nie używamy ich regularnie, ale tylko wtedy, gdy rzeczywiście nagle nam coś wypada, a włosy nie są pierwszej świeżości. Suchy szampon od Toni&Guy sprawdza się bardzo dobrze, sprawia, że włosy wyglądają na świeższe, absorbuje nadmiar sebum nagromadzonego na włosach i nie pozostawia białych plam. Można go także używać, aby dodać swoim włosom objętości.
5.       Tangle Teezer – słynna szczotka, która ma radzić sobie nawet z najbardziej poplątanymi włosami. I robi to. Która ma pozostawiać je bardziej błyszczące i w lepszej kondycji. Nie wiemy czy to robi, ale rzeczywiście włosy są mniej połamane i mniej ich wypada. Warto wypróbować!

A jakie są Wasze sposoby na pielęgnowanie włosów? Czy polecacie jeszcze jakieś produkty?

Pozdrawiamy,
O&A

wtorek, 1 października 2013

O dziwnym zastosowaniu jednej pomadki…

Cześć Dziewczyny!

Dziś w centrum uwagi pozwolimy być tylko jednemu produktowi. Nie będzie to typowa recenzja, a raczej sposób wykorzystania, jednej z najczęściej używanych pomadek w naszej kolekcji (na co wskazuje zużycie widoczne na zdjęciu).



Po enigmatycznym wstępie przejdźmy do rzeczy. Mowa o pomadce Maybelline z serii Material Girl w kolorze 809A. Zaklasyfikować można ją do pomadek nude, ale na tym nie koniec. Jest to produkt idealny dla wszystkich osób nie lubiących lub bojących się nosić pomadki na co dzień, gdyż jest transparentna, niemalże niewidoczna na ustach. I normalnie można by to uznać za minus, jednak nie tym razem. Pozostawia na ustach jedynie odrobinę, ale naprawdę odrobinę ciepłego beżowo – karmelowego koloru oraz ładny błysk, delikatniejszy niż po nałożeniu błyszczyka. Jeżeli jednak rzadko nosicie prawie „nagie” usta, to spokojnie, jest jeszcze inny sposób, dzięki któremu pomadka ta może okazać się pierwszą wykończoną w zupełności – stosowanie jej niejako top coatu. Już tłumaczymy… Dzięki temu, że pomadka ma transparentne wykończenie i dodaje minimalną poświatę ciepłego, błyszczącego koloru, nadaje się idealnie do nakładania na inne pomadki. Jeżeli macie pomadki, które nie nadają się do noszenia na co dzień, bo są za ostre, za jasne, za chłodne itd. ta pomadka sprawdzi się idealnie. Złagodzi ostry kolor pomadki, doda ładnego błysku matowej oraz ociepli szminkę w chłodnej tonacji. Pomadka od Maybelline ma bardzo lekką formułę, przez co można nakładać ją warstwowo i nie będzie wyglądała sztucznie. Seria ta niestety nie jest dostępna w polskich drogeriach, ale spokojnie można ją dostać na allegro za bardzo niską cenę. Warto!   


Czy macie może pomadki z tej serii? Czy lubicie łączyć kilka pomadek dla uzyskania ostatecznego koloru?
Pozdrawiamy,
O&A

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...